macOS, tak jak Windows, nie ogranicza się do instalacji aplikacji tylko z App Store (Windows Store w Windows). O ile App Store jest pierwszym źródłem poszukiwania programów dla naszego komputera, niektóre programy dostępne są do pobrania tylko ze strony ich twórców (lub też z GitHub), w sposób tradycyjny jako plik .dmg.
Format PDF, tak jak złącze USB, zrewolucjonizował pracę na każdym szczeblu infrastruktury IT.
O ile pliki PDF są dobre do przechowywania dokumentów, szczególnie skanowanych, o tyle problem narasta, gdy zaczynają one zajmować coraz to więcej miejsca.
I tak prawie 3 lata minęły od kiedy macOS i komputer z nadgryzionym jabłkiem jest ze mną. Po trzech latach mogę śmiało powiedzieć że moja decyzja była słuszna i nie żałuje jej na żadnym kroku.
Odkąd związałem się z nadgryzionym jabłkiem, podkreślałem, że mimo cen swoich produktów Apple oferuje również dogodne warunki płatności - szczególnie w Wielkiej Brytanii.
Po konferencji Apple 7/9 spodziewałem się - jak to bywało w przeszłości - że najnowszy iOS 10 zostanie wypuszczony odrazu do pobrania. Tak się jednak nie stało i musimy poczekać na niego o tydzień dłużej.
I tak minęły przeszło dwa lata, odkąd przesiadłem się na Mac. Połączenie dużej ilości dostępnych aplikacje a udogodnieniami z Linuksa sprawiają, że nawet nie myślę o zmianie. Jako że na co dzień, na firmowym komputerze mam Windows 10, w domu Mac jest swojego rodzaju odskocznią — komputerem, na którym mogę polegać.
Nie ma jednak sprzętu bez aplikacji. Mimo że OS X jest wyposażony w to, co potrzeba na początek, jednakże zawsze chce się czegoś więcej.
Oto moja lista dziesięciu aplikacji typu “must have” dla każdego użytkownika Mac’a.
Słowem wstępu
Mimo że na co dzień używam Mac’a na komputerze prywatnym, to w celach firmowych nadal króluje Windows - na moim aktualnie Windows 10. Oprócz tego, zawsze mam Windows 10 dostępny w postaci wirtualnej maszyny.
Kiedyś (w 2008 roku) napisałem artykuł zatytułowany Hasła z głowy… Czyli KeePassX i OpenID, tym razem pora na coś innego - LastPass.
Mamy koniec roku 2015 i przez te 7 lat dużo się zmieniło.
Jedną z bolączek - lub jak kto woli - uproszczeniem w systemach spod znaku nadgryzionego jabłka jest prostota instalowania oraz usuwania aplikacji.
Ostatnio napotkałem ciekawy problem. Otóż zainstalowałem aplikację, którą po chwili usunąłem przy użyciu AppCleaner (przy okazji polecam). Po jakimś czasie, gdy zajrzałem do Launchpad’a (a nie zaglądam tam zbyt często) zauważyłem, że mimo tego, że aplikacji już nie ma, wisi tam ikona ze znakiem zapytania.