Mac, czyli życie po Windows... rok później

I tak minął rok. Nawet nieco ponad rok jak zamieniłem mojego ostatniego laptopa na MacBook Pro.

Miałem już sporo przygód z rożnym sprzętem i systemami operacyjnymi. Nie raz Windows na tyle mnie wkurzył ze postanowiłem na stałe przesiąść się na alternatywę na która było mnie wówczas stać, czyli Ubuntu.

Były spore nadzieje i spore obiecywania, jednakże nigdy nie zaznałem spokoju, aby móc jasno powiedzieć, że w końcu znalazłem to, czego szukałem.

Po roku na Mac’u i OS X w końcu muszę stwierdzić ze znalazłem to, co przez dłuższy czas szukałem. Połączenie Ubuntu z oprogramowaniem dostępnym na Windows. Połączeniem sprzętu dostępnego na Windows w środowisku mocno zmodyfikowanego Linuxa. Tym właśnie jest Mac.

Przychodzę i włączam komputer… i działa. Zostawiam otwarte aplikacje do których wracam jutro, pojutrze lub później a one nadal tam są gotowe pod ręka. Wszystko działa jak należy, nie wiesza się bądź nie zamyka się w najmniej potrzebnym momencie.

Kojec z re-instalacją, formatami i problemami. Codzienna “praca po pracy” to jak odpoczynek w przyjaznym środowisku. Codzienna zabawa została zastąpiona przez tupot małych stóp. Tak to jest po 30-setce, starasz się oczekiwać czegoś co jest i działa, a zabawa która sprawiała przyjemność kilka lat temu została zastąpiona przez coś co sprawia ze czuje sie jak u siebie w domu, siedząc wygodnie w fotelu z trunkiem w ręku. Już nawet zapomniałem że sprzęt ten wymaga ładowania (*).

Nie pomyślane było jeszcze nie tak dawno temu ze obejrzę sobie film i będę miał jeszcze czas na całodzienne serfowanie bez konieczności witania się z “Mr Voltage”.

I mimo ze pod ręką, w wirtualnym środowisku leży sobie od jakiegoś czasu Windows 10, to służy on bardziej już jako poligon doświadczalny dla sprzętu i oprogramowania od producentów którzy nadal tkwią w wyznaniu “jednego, jedynego systemu operacyjnego”.

No cóż - Windows na Mac’u też się przydaje. Pełne dopełnienie, szczególnie gdy znajdziesz się w potrzebie powrotu do starych nawyków.

I tak, to czego nie mógł mi dać Ubuntu - i raczej patrząc co się dzieje - nigdy nie da, znalazłem w Mac’u. Skoro mnie stać na odrobinę luksusu, a do tego otrzymuje w zamian to czego oczekuje, czego chcieć więcej.

Pozdrowienia dla wszystkich tych, którzy już spróbowali jabłka z ogrodu Cupertino oraz tych którzy jeszcze się wahaj.

Zobaczymy co przyniesie kolejny rok.

Pozdrawiam

Komentarze
Kategorie